piątek, 30 maja 2014

100. Proszę zabić tego pana!

- Panie doktorze! Przyniosłam Panu rozkład zajęć na dzisiaj. Zaraz ma pan przeszczep serca u tego małego chłopca z siódemki. Właśnie znalazł się dawca. Wie Pan - sezon się zaczyna, ciepło, dawców więcej bo to się ludzie spieszą, żeby na grilla zdążyć. Z pięć godzin pewnie zejdzie, jak nie będzie komplikacji.

Tego pacjenta, co to miał planowy przeszczep nerki przesunęłam na popołudnie. Jest na czczo, te kilka godzin poczeka. W końcu i tak czekał kilka lat, to parę godzin...

Przed fajrantem musimy jeszcze przyszyć rękę temu rolnikowi, co mu się piłą zachciało bawić. Ta od dawcy do jutra już chyba nie wytrzyma. Leży w lodzie od wieczora...

Aaaa, nie... Mamy jeszcze kobietę do aborcji. No, tej to nie możemy dłużej odwlekać, bo jeszcze nam tu urodzi. Co to za gadatliwa baba panie doktorze. Ciągle mi gada jakimiś przepisami, jakby konstytucję i kodeks karny na jeden raz połknęła. Że musi, że szybko, jakbyśmy tu innej roboty nie mieli.

Reszta to same drobiazgi. Temu z zeszłego tygodnia coś koło szwów ropieje. Zabieg odhaczony, ale zerknąć trzeba. Siostry syjamskie z zeszłego roku przysłały laurkę, w zasadzie to dwie prawie takie same. Nie, bez załącznika. Może na poczcie zginęło?

Dzwonił ten sportowiec, co mu pan doktor kolano robił. Tak, dostał już odszkodowanie. Dziękował i polecił przekazać, że tak jak zwykle.

Na piątce ten z wyrostkiem strasznie wyje. Tłumaczyłam mu, że pan doktor zarobiony, a ten że go boli i boli. Jak tu jest, to musi boleć. Apap wziął i nic nie pomogło. Innych przeciwbólowych i tak nie mamy.

Nie, no sam kupił.

Tą babkę ze złamaną nogą odesłałam do przychodni. Oni tam teraz mają praktykantów, to będą mieli im dać coś do roboty.

O trzynastej musi pan uśmiercić tego gościa z dwójki. Podpisał. Ja wiem, ale sama widziałam jak mu żona pomagała trzymać długopis, żeby mu z ręki nie wypadł. To pójdzie szybko. Czemu ci durnie do zastrzyku z tiopentalu potrzebują lekarza? Sama bym mogła wstrzyknąć, nawet pan Henio, wie pan doktor - ten z nocnej ochrony - dałby radę. Sześć lat się uczyć, żeby zrobić głupi zastrzyk?

Wiem, że takie przepisy. Oj, pan doktor to by tylko przyszywał i wycinał. Że ciekawsze? Nie zauważyłam. Krwi pełno, co w tym ciekawego? Mus to mus. Proszę zabić tego pana, inaczej wypłaty nie dostaniemy...

foto z www.czestochowskie24.pl

********************************************************

Może mi ktoś wytłumaczy, czemu lewactwo chce zmusić lekarzy do zabijania i jednocześnie jest przeciwne restytucji profesji kata? Płaczą, że Breivik nie ma nowej konsoli, zaraz będą mu wypłacać odszkodowanie, że przez proces zmarnował rok czasu, który mógł przeznaczyć na studia. Taki komunitaryzm humanitaryzm.

Z drugiej strony hasła: ABORCJA I EUTANAZJA MIARĄ POSTĘPU!

Sam jestem za "inwazją dewocjonalnego klechistanu", jak to się był ślicznie wyraził redaktor Tomasz Lis. Tylko że u mnie się to nazywa wolność sumienia.

Chyba jestem zacofany...

niedziela, 25 maja 2014

99. Kierzynka

Co z tego rozumiecie?

"Wszystko, cośma na jarmarku kupili, ukradli mi! Trzy wymborki, dwie wazki, nową kierzynkę. Dziewka do świń, która ze mną służyła, dawała mi też dodatkową gnobę posmarowaną masłem, wyciągniętym ukradkiem z kierzanki. W jednej misce parujące kartofle, w drugiej maślanka, nalana wprost z kierzanki, z grudkami masła." *  (tekst skopiowany ze słownika gwary poznańskiej z www.poznan.pl)

Z ostatniej Eurowizji wszyscy zapamiętali chyba jedynie Conchitę, czyli "babę z brodą". Mnie tam taki styl i robienie z tego jakiegoś wzorca nie odpowiada, ale z drugiej strony, czego to ludzie nie robią dla sławy i pieniędzy? Łysa Sinead O'Connor też swojego czasu wzbudzała sensację.

Mnie zainteresowała swojska oprawa naszej, krajowej piosenki. Tu również większość zauważyła "zdrowe" biusty dziewcząt, odzianych w ludowe stroje. Niektórzy nawet fakt posiadania biustu, delikatnie "wylewającego się" z ciasnych bluzeczek gotowi byli uznać za soft porno. Ale ludowe w inscenizacji scenicznej nie były jedynie biusty i stroje.

Kadr z teledysku "My Słowianie" zespołu Donathan  z youtube

Ludowe były również narzędzia, wśród których była kierzynka (kierzanka), czyli ogólnie maselnica. Zastanowiłem się, czy w dzisiejszych czasach któraś z kobiet przed siedemdziesiątką potrafiłaby jeszcze ubić masło. Chlubnym wyjątkiem są dziewczyny z różnych Kół Gospodyń Wiejskich i podobnych tego typu organizacji, które na potrzeby festynów, jarmarków i inszych promujących region imprez pokazują gawiedzi, jak to niegdyś bywało.

Zdjęcie z www.garnek.pl
Była też tara.

Zdjęcie z www.delfi.lt

Wiem, że lepsze jest wrogiem dobrego, jednak człowiek szybko zapomina, że pierwszą pralkę do prania skonstruowano dopiero w 1851 roku, ale nie była ona szeroko stosowana, ze względu na parowy napęd. Pierwszą pralkę elektryczną skonstruowano w 1899 roku, ale i ta nieprędko weszła do powszechnego użytku. Konkludując - pralka jako urządzenie powszechnego użytku stosowana jest grubo poniżej 100 lat. Pomyśli ktoś, że przecież wcześniej była tara, czyli zazwyczaj obramowany lub umieszczony na desce (dla zachowania sztywności) płat blachy falistej. Owszem, ale jej kariera również rozpoczęła się stosunkowo niedawno, po rewolucji przemysłowej, kiedy to opanowano produkcję takiej blachy na większą skalę

Wynika z tego, że o czystość odzienia ludzkości przez większość czasu jej istnienia dbały kijanki, czyli drewniane kije lub wiosła, umieszczone w silnych dłoniach tak zwanej "słabej płci". W zasadzie sam nie wiem, skąd wzięło się pojęcie słaba płeć? Spróbujcie choć raz ubić masło lub wyprać średnio brudną koszulę waląc w nią kijem nad rzeką, klęcząc cały czas na kolanach. Jak wam się uda, będziecie bardziej zmęczeni, niż gdybyście przerzucili tonę węgla. :-)))

* wymborek - wiadro,

czwartek, 15 maja 2014

98. Umierajcie proszę w dogodnych terminach

Znów jadę zwiedzać. Nieco przypadkiem, bo pogrzeb to tylko określone uczestnictwo w miejscu i czasie. Znów będę pewnie jechał przez Warszawę i nie będę miał czasu usiąść na chwilę na krawężniku. Ale tu jeszcze mogę cos zaradzić, bo jest to w drodze powrotnej.

Jak zobaczyć Góry Świętokrzyskie, kiedy jedzie się tam w czasie, kiedy straszą powodzią? Jak zestawić połączenia, kiedy pociąg do Piotrkowa Trybunalskiego przyjeżdża planowo o 5.27, a PKS odjeżdża o o 5.30? W Piotrkowie jest synagoga i dość znany kirkut, więc albo rybki, albo akwarium. W 3 minuty całości się nie da.

Niestety muszę w piątkowe południe być w Końskich.

I tu pytanie:

Warszawa - warszawskie dziewczyny,
Gdańsk - gdańskie dziewczyny,
Kraków - krakowskie dziewczyny.
A Końskie?

poniedziałek, 12 maja 2014

97. Cudze chwalicie...

Jak zmieścić dwa tematy w jednej notce? Można co prawda napisać dwie osobne notki, ale kiedy tematy te są powiązane, jest to takie sobie rozwiązanie. Jeszcze ktoś czytający drugi raz o podobnej rzeczy pomyśli sobie, że autor staje się nudny i monotematyczny.

Wyjdzie coś długiego, ale trudno...


Po pierwsze - podziękowania dla Pana Prezydenta! Prezydent podpisał ostatnio ustawę, nowelizującą prawo wodne. Niby nic, bo wszystkie ustawy wchodzące w życie potrzebują podpisu prezydenta. Tym jednak razem ucieszyła mnie wiadomość, że nowelizacja znosiła zakaz i że projekt taki złożył do sejmu sam Bronisław Komorowski (jego kancelaria, ale mniejsza o szczegóły techniczne).

Pół litra temu, kto przeczytał ustawę z przepisami dotyczącymi polskich rzek i zbiorników wodnych. Po co zwykłemu zjadaczowi chleba taka wiedza i jakie zakazy mogą go dotyczyć?

Nowelizacja znosi zakaz jazdy rowerem po wałach przeciwpowodziowych i umożliwia budowę na nich ścieżek rowerowych. Każdy przyzna, że zakaz był idiotyczny, chociaż jego skutki odczuwali przede wszystkim wędkarze, dojeżdżający jednośladem do ulubionych miejsc, w których biorą taaakie ryby. :-)

W ciągu ostatnich lat wzrosła u nas zdecydowanie liczba rowerów i dziś można zobaczyć zupełnie inne obrazki z udziałem jednośladów, niż jeszcze 20 czy 30 lat temu. Zamiast chłopa lub kobieciny zasuwającego na rozklekotanej "Ukrainie", z siodełkiem na sprężynach i z siatkami na kierownicy do sklepu w sąsiedniej wsi po codzienne zakupy (asortyment zakupów był zdecydowanie różny dla kobiet i dla mężczyzn, ten ostatni zdecydowanie częściej był w szklanych opakowaniach ;-) ), widać dziś całe rodziny z dziećmi w kaskach, na nowiutkich rowerach trekkingowych, góralach i BMX-ach, zażywające rekreacji na mniej uczęszczanych szlakach.

Takiego właśnie stanowienia prawa bym sobie od polityków życzył. Zamiast wprowadzać następne durne zakazy i nakazy, niech się lepiej wezmą za "wyczyszczenie" postsocjalistycznych ustaw z takich idiotyzmów. Podejrzewam (choć nie czytałem jeszcze nowej ustawy), że prawo wodne nie zezwala jeszcze na ten przykład na łatwe pojawienie się barek mieszkalnych w polskich miastach (vide barki nad Sekwaną), Wypożyczenie czy wyczarterowanie barki turystycznej w Polsce bez specjalnych uprawnień jest już możliwe od niespełna roku, ale nie jest to jeszcze tak popularna forma turystyki jak we Francji, Belgii, Holandii czy Niemczech, ze względu na brak infrastruktury przy nabrzeżach na drogach śródlądowych. Infrastruktura kiedyś była, ale lata socjalizmu i centralnego planowania zrobiły z niej karykaturę czegoś użytecznego, a przemiany ustrojowe doprowadziły do ruiny.

No, to pierwszy temat z głowy. :-)

Długi majowy weekend sprzyja odpoczynkowi na łonie natury. Organizuje się w tym czasie sporo imprez plenerowych, koncertów na świeżym powietrzu, lub też ludzie uciekają po prostu gdzieś na działkę, do ogródka czy w inne fajne miejsce, żeby posiedzieć przy grillu i cieszyć się wiosenną pogodą. No, chyba że leje, ale to już siła wyższa.

W sobotnie popołudnie w lokalnej stacji radiowej usłyszałem o odbywającej się właśnie niedaleko imprezie pod nazwą "Żuławski Tulipan". W Mokrym Dworze niedaleko Pruszcza Gdańskiego od kilku dni układana była z około miliona główek kwiatowych tulipanów kompozycja tematyczna, przedstawiająca w tym roku św. Jana Pawła II.

Fotkę zapożyczyłem z www.miastonaplus.pl
Nie była to impreza religijna - po prostu kanonizacja była wydarzeniem wartym upamiętnienia. Czy ktoś zgadnie, co było tematem w 2012 roku?

Fotkę zapożyczyłem z www.dziennikbaltycki.pl
Żeby oglądać takie kompozycje w pełnej krasie, nawet mój wzrost nie wystarczy. W czasie weekendu ustawione było specjalne podwyższenie, z którego widok przedstawiał się mniej więcej tak, jak widać na pierwszym zdjęciu oraz można było skorzystać ze strażackiego wysięgnika, z którego wszystko widać tak, jak na drugiej fotce.

Niestety, podczas weekendu byłem poza Gdańskiem, ale wyłowiłem czujnym uchem informację, że instalacja postoi jeszcze z 10 dni. I słusznie, bo układało ją koło 500 osób w kilka dni. Policzyłem szybko: jedna osoba musiała ułożyć koło 2000 tulipanowych główek.

We wtorkowe popołudnie miałem wreszcie czas, żeby zobaczyć nietrwały owoc pracy tylu ludzi. Jak w którymś z komentarzy zauważyła Uleczka, nie wszyscy mają potrzebę gonić po świecie - ja taką potrzebę mam. I nie chodzi tu tylko o sam fakt zobaczenia czegoś. Gdyby tak było, wybierałbym autokarowe objazdówki z napiętym programem zwiedzania. Jasne jest więc, że wycieczka z Gdańska do Mokrego Dworu była piesza.


Część przedwojennych kamienic na gdańskiej Oruni czeka pewnie smutny los.



Inne może czekać rewitalizacja, jeśli tylko znajdą się fundusze. Kiedy patrzę na przedwojenną dbałość o detale architektoniczne: gzymsy, wykończenia okien czy kamieniarkę i porównuję to z dzisiejszymi pudełkami, w których nie ma nic charakterystycznego, to smutno mi się robi.


Gdzieniegdzie widać, gdzie przed 1945 rokiem był sklep kolonialny. Swoją drogą dzisiejsza farba złazi już po dwóch latach - technika poszła do przodu, czy też koncerny dbają o rynki zbytu? Zbyt trwała pralka, telewizor, czy nawet farba, to przecież strata potencjalnego klienta.


Wał wzdłuż kanału Raduni jak i samo wykończenie ścian kanału zmienił się od czasu, kiedy wędrowałem tędy w stronę Rzymu. Przez trzy lata zrobiono ścieżkę pieszo - rowerową i uporządkowano trawniki, a ściany kanału wyłożono klinkierem. Pojawiły się nowe barierki, więc dzieci nie trzeba już prowadzać na smyczy. Szkoda tylko, że przez parę kilometrów nie ma ani jednego kosza na śmieci. Kasztany kwitną - już za moment matury.


Dzięki obwodnicy południowej i autostradzie A1, ruch na jednej z głównych dróg prowadzących do miasta zdecydowanie zmalał. Jednak budynki stojące tuż przy jezdni, mimo że zabytkowe i wyremontowane, dalej stoją puste.


Nie wiem, czy nie było kasy na zburzenie starego domu, czy też durne przepisy nie pozwalają na rozebranie rozpadającej się rudery z dziurawym dachem. Stawiam na to drugie, choć na zabytek to mi nie wygląda.


Wszystko zależy od punktu widzenia. Dla mnie ten znak oznacza, że wyszedłem z miasta. Dla kierowców dla których jest postawiony oznacza, że są już prawie na miejscu. :-)


A taki znak? Ten jest co prawda z całkiem innej bajki, ale skoro o znakach mowa... ;-)))


Wędrując po Żuławach, bardzo często można natknąć się na kanały. O, Holendrzy i Menonici! Chwała wam za zagospodarowanie tych terenów setki lat temu. Wtedy co prawda nie były one tak zapuszczone i zarośnięte i nie unosił się nad nimi tak przykry zapaszek, ale za to po nas archeologia dostanie dużo więcej obiektów do badań. Kanistry, butelki, opony, puszki i inne przedmioty zostawiane w rowach melioracyjnych będą świadczyć o naszej kulturze. Hmmm... Kulturze?


Można podnieść wzrok znad nieczyszczonych rowów melioracyjnych i podziwiać kwitnący na żółto rzepak. W oddali widać Gdańsk, więc nie ma szans zabłądzić.


Nie widać Gdańska z kominami elektrociepłowni i charakterystyczną wieżą kościoła Mariackiego? Cóż, może mam lepszy wzrok, lub aparat jest słabszy... A teraz?

 

Doszedłem na miejsce, choć końcówka drogi była mało ciekawa. Tuptałem dość wąską drogą bez poboczy, o sporym natężeniu ruchu, żeby przekroczyć kanał Czarna Łacha i dojść do celu mojej wycieczki. Chwała gminom w różnych częściach kraju za to, że za niewielkie w sumie pieniądze stawiają czasem tablice, na których opisana jest w skrócie historia miejscowości, ciekawostki z nią związane lub atrakcje turystyczne w okolicy, które warto zobaczyć.

W Mokrym Dworze również stała taka tablica. Jako że fotka jest w pomniejszeniu, garść informacji zwykłą czcionką:

Kilka słów o historii...

Mokry Dwór, którego historyczna nazwa to Nassenhuben, jest żuławską wsią o starożytnych tradycjach osadniczych, poświadczonych przez znalezisko archeologiczne. Najstarsza pisana informacja na temat wsi pochodzi z 6 lipca 1336 roku. 28 sierpnia 1347 roku Mokry Dwór lokowany był przez Krzyżaków na prawie chełmińskim. Najbardziej znani właściciele wsi to Wardenowie, Conradi, Proenen, Schwartzwald i Bauer. Około 1550 roku ewangelicy wybudowali we wsi nowy kościół, który stanowił część dworu Johanna Werdena. Mokry Dwór znany jest jako jedyna z wsi na Żuławach Gdańskich, w której istniał przez szereg lat zbór Braci Czeskich, oraz ewangelików reformowanych (kalwinów). W 1834 roku wieś przeżyła powódź i znaczne zniszczenia w dawnym dworze, a w latach 1798-1827 działał browar i gorzelnia.

W roku 1980 oraz 2001 Mokry dwór nawiedziła kolejna powódź, przez co pół wsi zostało zalane, dzięki zaangażowaniu i pomocy mieszkańców pracujących przy zabezpieczaniu wałów rzeki "Motława" i kanału "Czarna Łacha" udało się uniknąć przerwania wałów.

Ciekawostki:

  • w roku 1768 opisano w dziele botanicznym przetacznik bagienny, który w okolicach Gdańska spotyka się w tej wsi,
  • w Mokrym Dworze urodził się, jako syn miejscowego kaznodziei kalwińskiego wybitny przyrodnik, geograf i podróżnik Johann Georg Adam Forster (nie mylić z Albertem Forsterem, który za czasów Wolnego Miasta Gdańska został tu przez Hitlera importowany, na szczęście czasowo - dopisek własny),
  • pracował tu wybitny kaznodzieja Braci Czeskich Piotr Figulus,
  • W Mokrym Dworze urodził się też kolejny wybitny teolog i naukowiec, syn Piotra Figulusa, Daniel Ernst Jabloński,
  • w miejscowym dworze w czasie wojny północnej nocowali królowie August II i Stanisław Leszczyński, oraz car Piotr I,
  • istniała tu szkoła rzemieślnicza, stanowiąca część fundacji "Conradinum",
  • w roku 2011 miejscowy punkt skupu mleka został odremontowany i zaadoptowany jako świetlica wiejska (mieści się w nim też przedszkole, sądząc po odgłosach wydobywających się stamtąd - dopisek własny),
  • od 2009 roku w maju odbywa się tu jedyne na świecie Święto "Żuławski Tulipan". Podczas 3 dni imprezy wszyscy chętni mieszkańcy Mokrego Dworu oraz całej Gminy Pruszcz Gdański zbierają się na miejscowej łące by z główek milionów tulipanów układać przepiękne dywany.
Warto zobaczyć:

  •  coroczne święto "Żuławski Tulipan"
  • odnowiony dom z 1848 roku
  • ruiny starego mostu na Motławie


Kiedy znalazłem łąkę z instalacją, dywanem, czy też kwiatowym kobiercem byłem zupełnie sam. Niestety, podwyższenie było już rozebrane i mogłem zrobić fotki jedynie z wysokości Mojej Wysokości. ;-)



Dobrze widać jedynie herb Pruszcza Gdańskiego. To zielone, to - jak widać - tulipanowe liście.


Po trzech dniach od ukończenia kobierca wetknięte w mokry piasek główki tulipanów nie prezentowały się już okazale...


... choć z pewnej odległości całość robiła jeszcze duże wrażenie.


Jedną z pierwszych moich myśli (wiadomo - facet) było: czemu ścinają główki i wtykają je w piach, skoro można było zasadzić cebulki poszczególnych odmian tulipanów i kwiatowy kobierzec mógłby cieszyć oczy o wiele dłużej? Przecież w wielu miejscach robi się kwiatowe i roślinne herby miast, okolicznościowe napisy i inne tego typu cuda.

Dopiero później zaskoczyłem, że tulipan jest rośliną wieloletnią i trzeba w pewnym momencie ściąć kwiat, żeby cebulkę "zahibernować" na następny sezon. Kwiaty i tak trafiłyby na kompost... A tak jest i dobra zabawa i co roku można ułożyć coś innego. Nie jestem specjalistą od kwiatków ale myślę, że różne gatunki tulipanów rosną na różną wysokość, więc mój pierwotny pomysł był jedynie bardzo uproszczoną teorią. :-)

Wracałem do Gdańska wzdłuż Motławy. Droga ciągnie się wśród meandrów rzeki i jest nią poprowadzony czerwony szlak turystyczny. Znakowanie nie jest najlepsze, ale też nie było mi do niczego potrzebne. Po drodze widać było pola z resztkami rosnących jeszcze różnokolorowych tulipanów.


We wsi Krępiec jest podobna tablica jak w Mokrym Dworze, ale tym razem daruję sobie jej zamieszczanie. Wzdłuż rzeki usypane są wały przeciwpowodziowe. Póki co, nie wolno po nich chodzić, ani tym bardziej jeździć na rowerze. Jedynie rodziny z dziećmi mogą na nich miło spędzać czas.


Indywidualisty też nikt nie przegoni z trawy rosnącej na wałach. No, chyba że ktoś spróbuje... ?


W starych domach z muru pruskiego ciągle mieszkają ludzie. Może to kwestia prawa własności, że wszystko to wygląda tak, jak wygląda. Czy w tym kraju potrzeba aż tylu plenerów do kręcenia przedwojennych filmów?


Przeszedłem pod nowym wiaduktem obwodnicy południowej Gdańska. Mosty wantowe są charakterystyczne dla inwestycji prowadzonych w ostatnich latach. Gdańsk ma swój, Wrocław też, a Most Siekierkowski w Warszawie należy w ostatnich czasach do najczęściej fotografowanych - zwłaszcza nocą.


Z jednej strony nowoczesność, z drugiej kawałek przedwojennego Gdańska. Ulica Przybrzeżna przez lata mało się zmieniła. Może tylko bruk nieco głębiej osiadł.


Wycieczkę zakończę przy Bramie Nizinnej, otwierającej wjazd do Grodu nad Motławą od południa. Brama ma pecha, bo przez lata nie może doczekać się remontu. Jest to jedyna z historycznych bram Gdańska, przez którą cały czas odbywa się ruch samochodowy. Zdjęto już na szczęście zabytkowe wrota, które nie dostały tak po dupie od wrażych kul i pocisków, co od błota i soli sypanej na jezdnię.


Czy warto było przejść się na taki 27-kilometrowy spacer? Moim zdaniem warto, bo gania człowiek po całym świecie a fajne rzeczy ma tuż pod nosem. :-)

Długie mi to wyszło jak diabli, ale trudno - bardziej skrócić się nie dało. Resztę zostawię sobie na następny raz.

sobota, 10 maja 2014

96. To, co w nas najpiękniejsze

Zastanawialiście się kiedyś, co powoduje, że czujemy się szczęśliwi?

Nie to, że wygramy trójkę w totka, znajdziemy pięć złotych lub wypatrzymy rzecz, na którą od dawna polowaliśmy. Nie! To jest szczęście krótkotrwałe, o którym jutro nikt nie będzie pamiętał.

(Tu się nieco zagalopowałem, bo do końca życia będę pamiętał, jak wygrałem dwójkę w multilotto i musiałem z tego powodu, choć wygrana wynosiła 2 złote, postawić pół litra). ;-)

Ostatnio szczęśliwy byłem w dniu zwycięstwa. Nie takim pisanym z wielkiej litery, gdzie najważniejsze są słowa czytane z kartki i oficjele, ale takim zwykłym - małym i ważnym dniu zwycięstwa.

Mógłbym napisać wiele - o mokrym lesie na warszawskich Bielanach, wycieczce po rozkopanej Warszawie, deszczowym Ciechanowie i zwykłych przechodniach, z którymi miło się rozmawiało, wernisażu u Joasi, który dał mi dużo radości i wesela (bardziej śmiechu dzięki Stokrotce i Luanie), podróży z fajnymi, dopiero co poznanymi babeczkami do Mławy (uznanie za pasję), czy bilecie powrotnym do Gdańska.

Ale skupię się na dwóch rzeczach.

Pytanie z początku tekstu. Pewnie każdy przyzna mi rację, że najwięcej szczęścia daje to, kiedy obdarzamy radością innych. Tym razem zwycięstwo świętowała Joanna (http://joterkowo.blogspot.com). To ona zaprosiła wszystkich chętnych do dzielenia się swoim - małym czy dużym, to historia pokaże - sukcesem.

Miałem swoją chwilę radości. Widziałem ten ognik w oczach, kiedy się artystce przedstawiałem (swoją drogą - czy ktoś z was przedstawiał się stojąc plecami do nieznanej nieznajomej osoby?). I jej radość była tą moją.

Dzięki dziewczynom (niech mi ktoś jeszcze powie, że nie warto wychodzić na papierosa) zobaczyłem Wielkiego Artystę (dosłownie - jeszcze wyższy niż ja i ze trzy razy cięższy), który widząc mnie stwierdził: "No, wreszcie ktoś normalnego wzrostu".

A najpiękniejsze jest to, że dzięki Joasi i jej zaproszeniu po raz pierwszy od 23 lat miałem możliwość przejechać się autostopem, Nie wierzycie? Miałem bilet. Z Mławy do Gdańska dojechałem w trzy godziny - co prawda następnego dnia, ale gdzie się człowiek spieszy, tam się diabeł cieszy - jak mawiają starsi ludzie, do których powoli też już się zaczynam zaliczać.

A to mój bilet na podróż do Gdańska (słitfocia z samowyzwalacza):