piątek, 1 marca 2013

61. Ciągle myślisz: "bandyci"?

Dziś po raz trzeci obchodzimy Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych.

Lokalnie odbywają się uroczystości, poświęcone tym, którzy zginęli, bo byli zagrożeniem dla sowieckiej wizji Polski.

Przez lata mówiło się o nich "bandyci" lub "bandy leśne". Jedno co udało się komunistycznej propagandzie, to zatrzeć w świadomości społecznej tzw. "prostych ludzi" dumę z żołnierzy walczących najpierw z hitlerowskim okupantem a następnie z sowieckim aparatem terroru.

Ludzi, którzy narażali życie w czynnej walce z hitlerowcami w stalinowskich procesach oskarżano o współpracę z Niemcami i skazywano na karę śmierci na podstawie sfingowanych zeznań i dowodów.

Rodziny wielu z nich nie dowiedziały się, gdzie spoczywają szczątki ich najbliższych, zamęczonych w ubeckich katowniach lub rozstrzelanych po cichu strzałem w tył głowy.

Danuta Śledzikówna "Inka", Zygmunt Szendzielarz "Łupaszko" czy rotmistrz Witold Pilecki - do dziś młodzieży nic nie mówią te nazwiska i pseudonimy.

Krakowski pomnik "Inki" - niespełna 18-letniej sanitariuszki, rozstrzelanej w gdańskim więzieniu - został niespełna dwa tygodnie temu zdewastowany, przez oblanie czerwoną farbą.

Wandale i mała szkodliwość społeczna? Ja bym takim wandalom łeb przy samej dupie ukręcił.

Są też inni bohaterowie. Tacy, których na "bandytów" przerobić się nie dało, a którzy zginęli w niejasnych okolicznościach i pochowani zostali po cichu w nieznanym miejscu. Tacy jak generał Emil Fieldorf "Nil", ale też tacy jak Jan Rodowicz "Anoda".

Wielu z was oglądało zapewne film "Akcja pod Arsenałem" z  1977 roku. "Anoda" był jednym z uczestników akcji i ujawnił się we wrześniu 1945 roku. Nie poszedł do lasu - chciał studiować i rozpoczął studia na Politechnice Warszawskiej. W wigilijny wieczór 1948 roku został aresztowany przez UB. Zmarł lub został zamordowany 7 stycznia 1949 roku. Pochowano go w tajemnicy i anonimowo na Cmentarzu Powązkowskim. Rodzina dowiedziała się jednak o miejscu pochówku i w tajemnicy przeprowadziła ekshumację, składając ciało do rodzinnego grobowca. Rodzinę o śmierci bohatera powiadomiono dopiero ponad dwa  tygodnie po tym, kiedy przeprowadzono ekshumację.


Czy nadal pokutuje sowiecka wersja i żołnierze, którzy nie zdjęli munduru i zginęli w ubeckich katowniach będą w ludzkiej świadomości "bandytami"? O żołnierzach wyklętych mówi się mało lub wcale w środkach masowego przekazu. Filmy dokumentalne czy fabularne, spektakle telewizyjne przegrywają z "Tańcem z gwiazdami", czy "Bitwą na głosy".

W ramach rekompensaty obejrzę sobie spektakl telewizyjny Sceny Faktu Teatru Telewizji pt. „Pseudonim Anoda” w reżyserii Mariusza Malca z 2007 roku o powojennych losach "Anody".

Jest na Youtube pod tym adresem:  http://www.youtube.com/watch?v=MeL0-AvEf4M


CZEŚĆ ŻOŁNIERZOM WYKLĘTYM !

35 komentarzy:

  1. Wandale, niedouki, nie dziwi..

    Część Żołnierzom Wyklętym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że mnie na lekcjach historii nie uczono tego, co było po wojnie jest jak najbardziej zrozumiałe. :-) Wtedy powtarzano, że II wojna skończyła się 9 maja 1945 roku, a w świadomości uczniów zostawało, że najważniejszą bitwą tej wojny była ta pod Lenino. Nic o aliantach czy wojnie na Pacyfiku, za to sporo o Manifeście PKWN i ciężkiej pracy gen. Waltera, który był na 50-złotówce.

      Historyczka była starą komunistką i dla niej "bandy UPA" i "bandyci z AK", to było niemal jedno i to samo. Dziś historia, której można się uczyć z przyjemnością (do tego jest internet!) jakoś nie jest zbyt lubiana... szkoda!

      Usuń
  2. O "Anodzie" nie słyszałam. Dziękuję za link. Wiem, że skorzystam.

    Spektakl "Inka 1946 - Ja jedna zginę" jest być może bardziej znany, ale dla tych, którzy nie widzieli: http://www.youtube.com/watch?v=B5262FDPrJY

    Scena rozmowy z chłopakiem - sprzedawcą w kawiarni w Sopocie warta zwrócenia szczególnej uwagi. Na mnie zrobiła głębokie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba najwiecej na temat Anody mialaby do powiedzenia Joasia Rodowicz: malarka i blogerka ( ktora byc moze tu zaglada), gdyz Anoda byl stryjecznym bratem jej taty Stanislawa, zolnierza AK, skazanego przez komunistow na smierc, ale udalo mu sie ocalic zycie. Z kolei Stanislaw Rodowicz byl tworca slynnej "Lodzi podwodnej" - jednej z najswietniej ukrytych i najdluzej dzialajacych radiostacji podziemnym. Wszystko ciekawie opisuje mama Joasi - Krystyna Rodowiczowa w swojej ksiazce: " Sztormy i burzany". To tak na marginesie :)

      Usuń
    2. To ja sie tu wpiszę i pochwalę... że właśnie jutro idę na finisaż wystawy Joasi - malarki. Tej samej, o której pisze Fioletka. Też tę książkę czytałam. A "Anoda" ma być odznaczony pośmiertnie w Muzeum Niepodległości w W-wie- mam zamiar być tam ... tylko czekam na potwierdzenie daty i godziny...
      No i proszę jaki ten świat jest mały.... Serdeczności dla Fioletki z którą też u siebie bywamy i dla Ciebie...

      Usuń
    3. W tej tematyce doczytuję w miarę możliwości. Tym bardziej bardzo dziękuję. Dzięki Wam znalazłam blog Joanny i niedawny post o Stanisławie i Janie. A książkę też już znalazłam i pewnie będę zamawiać.
      Pozdrawiam...

      Usuń
    4. O jak milo sie zrobilo :) spotkac znajome duszyczki na wirtualnej herbatce u innych znajomych :) pozdrawiam Stokrotko!

      Usuń
    5. @eNNka
      Spektakl oczywiście oglądałem i też go mogę polecić. Zauważyłem, że większość moich znajomych dostaje gęsiej skórki na samo słowo "spektakl" czy "teatr". Tłumaczą to traumą z dzieciństwa, kiedy całą klasą zmuszani byli do chodzenia do teatru na spektakle niedostosowane do wieku młodego widza. Część z nich zmieniła zdanie po obejrzeniu spektaklu "19 południk" z rewelacyjną rolą Andrzeja Grabowskiego. "... aaa, jak z Kiepskim, to mogę obejrzeć..." . ;-)))

      Usuń
    6. @Fioletka
      Joasię spotkałem na kilku znajomych blogach, ale nie miałem pojęcia o jej koligacjach. Z chęcią przeczytam książkę, jak tylko wpadnie mi w ręce. Wpisałem sobie do "zadań do wykonania". Serdeczne dzięki za informacje. :-)

      Usuń
    7. @Stokrotka
      Warszawscy mają lepiej. ;-))) Czytałem o tej wystawie u Ciebie, Anabell lub u samej Joasi - nie pamiętam gdzie. Niestety, trudno mi się wybrać do stolicy - miałem być pod koniec lutego, ale nie wyszło. Ale co się odwlecze to nie uciecze, w końcu pewnie zobaczę i zwiedzę Muzeum Powstania Warszawskiego - bo na tym mi w stolicy najbardziej zależy. :-)

      Usuń
    8. "Pseudonim Anoda" obejrzałam wczoraj wieczorem. Jeszcze się otrząsam... jak po "Ince"... bezradność, smutek, cała gama innych jeszcze emocji. Wynalazłam też "Śmierć rotmistrza Pileckiego" - też już w kolejce.

      W ogólniaku wychowawczyni - fizyczka (sic!) ciągała nas z prowincji na wycieczki do Stolicy do TEATRU. W moim przypadku jej się udało... miłość do spektakli pozostała.

      Usuń
    9. Muszę przyznać, że do teatru nie chodzę tak często jak bym chciał. Chciałbym dużo, a czasu mało. Za to z powodzeniem "piracę" spektakle z cyklu "Scena faktu", dostępne w internecie. Telewizji praktycznie nie oglądam, bo i nie ma na co patrzeć. Staromodny jestem i to, co bawi tłumy, jakoś do mnie nie dociera. "Śmierć Rotmistrza Pileckiego" chyba (?) widziałem, ale pewnie obejrzę raz jeszcze w miarę wolnego czasu. Teraz mam na tapecie kilka historycznych filmów do obejrzenia - głównie z tematyki II WŚ. :-)

      Usuń
  3. Żołnierze niezłomni (jakoś to stwierdzenie bardziej odpowiada mi od wyklętych) są niewygodnym zjawiskiem do szerszej popularyzacji, gdyż mogą zmusić niejedną osobę do zastanowienia się KIM tam naprawdę byli ludzie rządzący Polską przed 1989 roku. Skoro Urban to taki nieco zakręcony starszy pan, który przecież występuje u naszego Kuby, więc musi być cool, a Jaruzelski to poważny człowiek od trudnych wyborów, no to kim w końcu byli i przeciwko komu walczyli żołnierze niezłomni? Toteż zdaniem beneficjentów III RP lepiej o nich wstydliwie wspomnieć, ale nie przesadzać z gloryfikacją. Ostatnio coś tam w mediach pękło, ale przez ostatnie ćwierć wieku wolnej Polski jakoś tak dyskretnie było...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komuna tak skutecznie przedstawiła fałszywy obraz żołnierzy niezłomnych (używam zamiennie obu form, bo obie dobrze oddają obraz bohaterów), że sporo osób dalej wierzy komunistycznym propagandzistom. Wielu dalej uważa Rokossowskiego za polskiego marszałka. Wacław Krzyżanowski - stalinowski prokurator, który oskarżał Inkę i żądał dla niej kary śmierci już w III RP został dwukrotnie uniewinniony. "Taki był system" - to teraz usprawiedliwienie dla wszelkiej maści Urbanów i innych beneficjentów PRL-u, którzy doskonale urządzili się w nowej rzeczywistości (np. Kryże). :-)

      Usuń
    2. Drogi Mironie, jak wszystko, także i ta historia ma swoje odcienie, utrzymane oczywiście w szarości :) Rozumiem i nie potępiam ludzi, którzy mieli dosyć wojen. Nie potępiam też tych, których zachwycił awans społeczny czy pierwsze w rodzinie skórzane buty otrzymane od wspaniałomyślnej władzy ludowej. A wraz z butami pała do bicia tych, którzy owej władzy ludowej, która karmiła i ubierała, nie chcieli doceniać.
      Problem jest w czym innym: w odpowiedzi CZYM jest współczesna Polska. Bo w brednie o obaleniu komunizmu naprawdę wierzą chyba tylko skończeni ignoranci. Jeżeli cokolwiek obalono, to kogo z prominentów skazano? Skonfiskowano komunistyczne majątki, przegoniono kacyków? Przez 25 lat nic :) Jeśli o wolnej Polsce mają świadczyć jakieś symboliczne wyroczki, uwłaszczenie nomenklatury czy idące jak po grudzie PO ĆWIERĆWIECZU prowadzone prace ekshumacyjne. Wstydliwie. Marginalnie...
      Ciekawi mnie tylko odpowiedź na pytanie: jaka jest przyczyna wpajania totalnej bzdury, że cokolwiek obalono? Nie lepiej powiedzieć prawdę, że towarzyszom było wygodniej przemienić się w lewicowych euroliberałów? To nie grzech.
      Szczerze mówiąc to tęsknię nieco za PRL-em. Praca była pewna, a dachu nad głową nie trzeba było okupywać kredytem na 30 lat. A za takie przekręty jak przy budowie autostrad szło się na szubienicę. Dziś? Gazety poinformują, wymiar sprawiedliwości coś tam się napuszy i rozejdzie się po kościach.
      Nie za to chyba Niezłomni umierali.

      Usuń
    3. Komunizmu już nie ma, za to socjalizm ma się coraz lepiej. :-( Nie rozliczono nie tylko komunistycznego złodziejstwa, ale przede wszystkim komunistycznych zbrodni. To wszystko było obliczone jako gra na czas, żeby pokolenie winnych miało czas wymrzeć w dostatku. Do dzieci nie można mieć przecież pretensji za winy ich ojców. Majątku też nikt im już nie zabierze, nawet jak został nakradziony...

      Sorry, komentarz wpadł do spamu (nie wiem czemu), ale dostaję też komentarze na maila, więc na przyszłość nie przejmuj się, jeśli coś się chwilowo nie ukaże. :-)

      Usuń
    4. Może był nieprawomyślny politycznie? ;)))

      Czasem dopada mnie przerażający wniosek, że za PRL było lepiej. Tak jak w Biblii napisano: bądź zimny albo gorący. wtedy było wiadomo, kto z kim i po jakiej stronie.

      Usuń
    5. Tu masz rację, choć trzeba uważać, bo cytowanie Biblii jest niepoprawne politycznie. Słuchałem dziś w Zetce dyskusji na temat wypowiedzi Wałęsy na temat homoseksualistów. Mało gościa nie powiesili i nie odebrali mu Nobla. A powiedział jedynie tyle, że nie może mniejszość narzucać zdania większości. Dał się podpuścić i zamiast olać temat pociągnął z grubej rury. Słowa nie te, ale idea słuszna. W ramach politycznej poprawności samo słowo "homoseksualista" ma otwierać drzwi do posad, kariery i wynoszenia na piedestał? Debata narodowców jest passe, bo to faszyści, ale homoseksualistów jest OK? Na psy schodzimy, że dyskutujemy o wyższości odbytu od innych części ciała publicznie. :-(

      Usuń
  4. Ich losy były tragiczne. Jednak jeśli ktoś wali głową w mur, to udowadnia, że jest twardy i zaciekły, ale (nawet, jeśli ma rację) nie oznacza to automatycznie, że jest mądry i godny szacunku. W 1945 roku było już jasne, że zostaliśmy przehandlowani i zdradzeni, więc rachuby polityczne żołnierzy wyklętych były infantylną mrzonką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rachuby polityczne może i były całkowicie nierealne, ale też wielu z żołnierzy walczących z hitlerowcami zostało za tę walkę "nagrodzonych" stryczkiem pod zarzutem kolaboracji z wrogiem. można było dać się zamordować bez działania, lub ubić kilku NKWDzistów. To jest dla mnie godne szacunku.

      Usuń
    2. 1. Ci, którzy po wyzwoleniu przyczaili się, żeby zobaczyć, co będzie - ci zwykle przeżyli niezdekonspirowani i zmarli po latach we własnym łóżku (np. mój śp. ojciec). Z tym, że była to zwykle decyzja ich dowództwa, które nie chciało szafować ludzkim życiem. Ci, którzy postanowili walczyć z bolszewikami zwykle marnie kończyli w ciągu kilku lat. Bo też z każdym rokiem władzy ludowej wyjście z lasu stawało się coraz mniej możliwe.
      2. Powiadasz, że dobrze było zabić kilku NKWDzistów? A skądże w terenie NKWDzistów znaleźć? Najczęsciej mordowano jakichś Bogu ducha winnych nauczycieli, milicjantów, zwolenników reformy rolnej i inne takie podpory nowego reżimu. Jeśli mordowanie płotek uważasz za godne szacunku, to w tym punkcie znacznie się różnimy.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Jak kończyli ci, którzy chcieli żyć i pracować wiemy z dat śmierci tych, którzy się ujawnili. To nie tylko ci, którzy walczyli w kraju, ale też regularni żołnierze walczący na zachodzie. Chcieli wrócić do Polski i wrócili - czasem po przesłuchania i śmierć.

      Oglądałem w piątek kilka filmów dokumentalnych na TVP Historia. Jeden z żołnierzy wspominał, że z kieszeni munduru zabitego Rosjanina (bodaj w 1946 roku) wyjął legitymację, która pozwalała mu aresztować każdego żołnierza polskiego czy rosyjskiego do stopnia pułkownika. Czyli nie było?

      W tej samej akcji, kiedy zgasło światło zginęło też dwoje cywilów - całkiem przypadkowo.
      Nikt nie zabijał bogu ducha winnych chłopów, którzy dostali ziemię z reformy. Boga ducha winnych milicjantów piszesz? Mnie na historii uczyli, że milicja i służba bezpieczeństwa walczyła w imię socjalizmu z bandami. I ludzie wiedzieli, jak się "bogu ducha winni" milicjanci obchodzili ze złapanymi "wrogami ludu". A przecież milicja była z założenia ta dobra... Jakoś w czasie okupacji też nie na wszystkich granatowych policjantów AK wydawała wyroki.

      Usuń
    4. To tylko tak skrótowo:
      1. Ci, którzy się ujawnili nie powinni się dziwić. Często ujawniała się jakaś mała grupa, żeby pozostali mogli zobaczyć reakcję władz.
      2. Ci, którzy wracali zza granicy nie są chyba wliczani do wyklętych, choć nikt nie może zaprzeczać, że często spotykał ich marny los.
      3. Nie pojąłem pytania ("Czyli nie było?"). Czego nie było?
      4. Piszę : "Boga ducha winnych nauczycieli". Myśl o milicjantach rozwinąłeś już sam.
      5. Jeżeli ktoś w walce z np. caratem, zastrzelił (bądź próbował zastrzelić) cara, jego namiestnika lub Oberpolicmajstra, to oddaję mu pełny szacunek. Ale gdy jego walka sprowadziła się do zatłuczenia stójkowego, to już zaczynam mieć pewne wątpliwości co do fetowania takiego bohaterstwa. Choć niewątpliwie był to czyn patriotyczny, zwłaszcza gdy stójkowy nadużywał haniebnie swojej mizernej władzy.
      6. Nie trafiłeś na apologetę wczesnego PRL-u. Dlatego nie musisz mnie oświecać co do niegodziwości, jakie miały wówczas miejsce. Jedyne, co chciałem napisać, to wyartykułowanie wątpliwości, czy żołnierze wyklęci to sztandarowi bohaterowie, czy kolejni w naszej historii nieszczęśni ludzie, którzy nie potrafili dokonać trzeźwej oceny sytuacji, za co zapłacili najwyższą cenę. I czy należy ich pokazywać młodzieży jako wzór, czy może lepiej szczerze wskazywać na straszliwy rozziew pomiędzy ich celami i wynikami działania.
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Przepraszam za skróty, ale miałem niewiele czasu, a chciałem odpowiedzieć na komentarze. Chodziło o to, że w początkowym okresie było całkiem sporo funkcjonariuszy NKWD, którzy równie dobrze ubierali polskie jak i rosyjskie mundury - na zbudowanie aparatu UBP i obsadzenie go wyłącznie polskimi funkcjonariuszami potrzeba było nieco czasu. (to na tezę, że NKWD w terenie nie było).

      Do wyklętych wlicza się nie tylko żołnierzy "z lasu", ale także tych, którzy prowadzili inną niż zbrojną działalność - tajne organizacje, zbieranie materiałów w ramach struktur AK itp. W czasie wojny nie wszyscy członkowie AK walczyli z bronią w ręku.

      Były sytuacje, że ginęli niewinni ludzie. Może nieco za szybko rozwinąłem myśl, ale o "Bogu ducha winnych nauczycielach i chłopach" wciskali mi ci, którzy chcieli zatrzeć pamięć o ludziach nie godzących się na komunistyczną dyktaturę. Przepraszam, jeśli zostałem źle zrozumiany.

      Dopiero od kilku lat mamy szansę rzetelnie zbadać (na ile się da) wszystkie historie ukryte wcześniej przed światem. Nie spieram się, że dla wszystkich należą się miejsca na sztandarach, ale generalnie samej idei sprzeciwu odrzucać nie można. Łatwo się nam dzisiaj feruje co powinni zrobić, jakie były perspektywy, bo mamy dużo więcej informacji.

      Słyszałem już ze strony środowisk lewicowych różne wersje przedstawiania historii - również takie, że AK była szkodliwa dla Polski. "Za zabicie kilku Niemców zostało rozstrzelanych kilkudziesięciu Polaków". To prawda, że były takie konsekwencje, ale to nie jest tak, że gdyby nie działania zbrojne w ramach oporu, terroru i mordów by nie było.

      Wrócę do tego, że zwykle niezdekonspirowani przeżyli do naturalnej śmierci. Tu muszę dodać, że nigdy nie wiedzieli, kiedy UB zapuka i nie podejrzewam, żeby Twój ojciec nie obawiał się, że przy jakimś śledztwie jego nazwisko przypadkiem nie wypłynie. Niektórzy mieli po prostu więcej szczęścia.

      Pozdrawiam serdecznie. :-)

      Usuń
    6. Obecność NKWD w Polsce była faktem. Zgoda co do tego, że było także w terenie. Nie ma zgody na to, że dawało się łatwo wystrzelać przez atakowane oddziały. Nie mogę pamiętać tych czasów, więc to tylko moje spekulacje, ale przecież z czysto rozumowego podejścia NKWDziści nie powinni mieć specjalnej skłonności do nadstawiania karku tam, gdzie można już było załatwiać sprawy rękoma tubylców. Im dalej od wojny, tym tubylców od brudnej roboty powinno być więcej.

      Musimy też dojść do zgody w sprawie samego pojęcia żołnierzy wyklętych. Odnoszę wrażenie, że zaliczasz do nich całe AK podczas wojny. Ja rozumiałem inaczej, że to ludzie walczący po lipcu '44 z narzucanym systemem bolszewickim. Nie mając lepszych źródeł opieram się tu na wikipedii, która w hasłach 'AK' i 'żołnierze wyklęci' podaje odpowiednio liczebność 380 tys. i 25-30 tys., zaś tych drugich określa jako formacje „poakowskie” działające w czasach powojennych, która to nazwa trochę mnie zdziwiła, ale, skoro nie siedzę w tych sprawach, to może taka nomenklatura jest przyjęta. Najważniejsze jest to, że 30/380=8%, czyli że ponad 90 procent akowców nie zdecydowała się na walkę z kolejnym okupantem. Być może uznała to za nierealne, a może powody były inne; nie mnie osądzać strzelając w ciemno.

      To, że przed 1989 rokiem milczano na temat walk powojennych to normalne. Jednak już po zmianie ustrojowej nie miałem wrażenia, żeby jakoś specjalnie zacierano pamięć. Rewelacje, które od czasu do czasu widzę w sieci (że, wiecie którym rządzącym byli nie na rękę) traktuję jako folklor polityczny niskiego lotu.

      Doszliśmy do zgody, że i 'ż.w.' byli różni i że nie wszystkim należą się miejsca na sztandarach. Co do samej idei sprzeciwu to wydaje mi się to tematem co najmniej kontrowersyjnym. Argumentem jest tu wyliczony powyżej procent (92%) tych, którzy nie podjęli dalszej walki. Drugim argumentem jest to, że o ile walka z Niemcami odbywała się w odczuciu, że mocarstwa światowe też prowadzą z nimi wojnę, więc nie jesteśmy w tej walce samotni, to już czas po '44 roku był zupełnie inny. Ludzi mieli przecież świadomość faktu, że te same mocarstwa zaakceptowały nowy podział Europy i nasze podporządkowanie Moskwie, bo tak im było wygodniej.

      Dla równowagi tego, o czym kto słyszał mogę przytoczyć głosy, które wykazują, że tylko dzięki 'ż.w.' Stalin nie przyłączył Polski do ZSRR. To czysta mniemanologia, w której każdy głos jest jednakowo uprawniony, bo jednakowo niemożliwy do udowodnienia. Prywatnie uważam, że skoro Stalin nie miał żadnych zahamowań wobec odważnych projektów, więc chyba jednak takich planów nie miał, bo gdyby miał, to przecież nie znał słowa 'niemożliwe' i nawet parę milionów ludzi w tę czy we w tę nie robiło mu specjalnej różnicy.

      Historia mojej rodziny wskazuje na to, że warto było zaryzykować i nie dekonspirować się. Choć jasnym jest, ze nie wszystkim się udało.

      Pozdrawiam

      Usuń
    7. Nie zaliczam wszystkich z AK do żołnierzy wyklętych. Masz rację, chciałem jedynie zauważyć, że w ramach AK-owskich struktur część działała też po 1944 roku. Zaliczam tych, którzy jakkolwiek w ramach zorganizowanych stawiali opór zastanej sytuacji. Działania polityczne czy drukowanie ulotek, zbieranie informacji o strukturach i nazwiskach katów z UBP też w to wliczam.

      Ludzie byli już zmęczeni wojną i nie dziwię się, że większość tych,co nie zginęli nie chciała już prowadzić walki, tylko normalnie żyć. Zresztą do sfałszowanych wyborów w 1947 roku wielu miało nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Był Mikołajczyk, który później musiał uciekać.

      O tym, czy sytuacja była beznadziejna i nie było sensu podejmować jakiegokolwiek (nawet biernego) oporu nie chcę dywagować. Oporem było wszak samo ukrycie archiwów poszczególnych oddziałów AK, żeby UB nie dobrało się do ludzi.

      Przy włączeniu Polski do CCCP mógł się jednak Stalin spodziewać znacznie większego oporu, co nie było mu pewnie specjalnie na rękę, bo chodziło o strefę wpływów i lepszy zwasalizowany satelita, niż wojna w kolejnej republice. Tak myślę. :-)

      Usuń
  5. Mnie w szkole też nie uczono, ale w domu mówiło się o tym, bo wuj mojej matki należał właśnie do żołnierzy "wyklętych". Dziś ma pomnik i tablicę pamiątkową w podlubelskich Kijanach, ale jego historię poznawałam na rodzinnych tajnych kompletach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nazwa "żołnierze wyklęci" obrazuje to, że pamięć o nich miała zostać na zawsze wymazana. Co prawda w czasach, kiedy ja uczyłem się historii nie mówiono już o "bandytach z AK" (poza małymi wyjątkami), ale mogłem się nauczyć o potężnej Armii Ludowej, która miała swoje ulice w każdym większym mieście.

      Tak à propos ulic... Do dziś nie wiem kim był ten Dworcow, na cześć którego w wielu polskich miastach i miasteczkach nazwali ulice. Idę ja sobie przez niewielką wieś - a tam ulica Dworcowa... ;-)))

      Usuń
  6. "Przez lata mówiło się o nich "bandyci" lub "bandy leśne". Jedno co udało się komunistycznej propagandzie, to zatrzeć w świadomości społecznej tzw. "prostych ludzi" dumę z żołnierzy walczących najpierw z hitlerowskim okupantem a następnie z sowieckim aparatem terroru." - dziekuje ci za te wazne slowa, ten stan rzeczy boli mnie najbardziej. ze propaganda komunistyczna zrobila swoje. Znam to z autopsji. W rodzinnych stronach mego ojca, bylo mnostwo partyzanckich oddzialow. do dzis starzy ludzie nie mowia o nich inaczej jak "bandy" i metnie wiedza tylko o co chodzilo. Za to pamietaja radzieckich zolnierzy rozdajacych cukierki i glaszczacych dzieci po glowie i rozprawiajacych sie z "bandami". Wspominam o tym z lekka w moim poscie " Moje Bullerbyn"
    http://laviolettee.blogspot.be/2012/08/moje-bullerbyn.html
    jak bedziesz mial chwilke to zajrzyj. czasami pisze tez o innych rzeczach niz ciuchy :):) milego weekendu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałem Twój wpis. Większość z nas ma w rodzinach kogoś, kto doświadczył na sobie czy to komunistycznego terroru, czy choćby lęku przed ubecją. Samo ustawienie radia na niewłaściwą częstotliwość w latach powojennych skutkowało wzrostem ciśnienia i obawą przed denuncjacją przez sąsiadów. Mój pradziadek medal za wojnę bolszewicką musiał zakopać za stodołą. Bo jakby znaleźli, to by były kłopoty. Nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla dzieci i wnuków. Miłego :-)

      Usuń
  7. Pamięć o nich jest niewygodna dla twórców i beneficjentów III RP. Na szczęście społeczeństwo wbrew woli rządzących Polską potrafi się zorganizować i czcić pamięć bohaterów.
    Znacząca i wiele mówiąca jest postawa Michnika, który uznaje ich za dzielących społeczeństwo. Rodzinnie i mentalnie jest po drugiej stronie barykady, po stronie tych, którzy mordowali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trudno sie dziwic cynicznej postawie pana Michnika, dokladnie jest jak piszesz - jego brat zapisal sie niechlubnie w najnowszej histori Polski jako stalinowski oprawca. Wiec ostatnia rzecza jakiej spodziwalabym sie po panu Michniku jest to, ze opowie sie po stronie prawdy. smutne lecz prawdziwe.

      Usuń
    2. Słyszałem w trójkowym "Forum" polityków, którzy zachowywali się jak panienki. "No, niby walczyli, niby dobrze, ale kontrowersyjne, lepiej sie nie wypowiadać, a może to nacjonaliści" i tego typu gadki szmatki, podważające prawdę o żołnierzach niezłomnych. Jakby im było żal, że naród do końca o nich nie zapomniał. Co do Michnika - specjalnie sprawdzałem czy pojawi się 1 marca jakakolwiek informacja o żołnierzach wyklętych. Choć jedna sylwetka lub informacja, że takie święto jest. I co? I nic.

      Jednak następnego dnia informacja już była. Taka jak być powinna - reporterka poszła na marsz i ktoś jej powiedział coś obraźliwego. A ona tylko zapytała, po co czcić bandytów? Niewinna sierotka...:-)

      Usuń
  8. Nie spodziewałam się doznać tylu wzruszających chwil odwiedzając Twój blog. W sobotę dziewiątego marca własnie gromadzimy się w Muzeum Niepodległości ( dawniej Muzeum Lenina!!!), gdzie będzie niezwykle uroczysty wieczór poświęcony Anodzie, ale też za sprawą naszej rodziny i pani Barbarze Wachowicz, propagującej wiedzę na temat Szarych Szeregów, Batalionu Zośka i harcerzy poległych w czasie wojny i po. Ona robiła to we wszystkich okolicznościach i wciąż jest wielce niewygodną personą. Nie ma służbowych samochodów, kierowcy, nie ma żadnego samochodu, bo ją kompletnie na to nie stać. Ma za to dumę i radość gdy spojrzy sobie w twarz i ma radość, gdy spotka ludzi, których ceni, że ją szanują. Organizuje spotkania w szkołach, gdzie uświadamia młodych, jak to było kiedyś z ich kolegami......
    Dziękuję za odwiedziny, jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że są tacy ludzie, którzy chcą przekazać młodszym pokoleniom pamięć o tamtych czasach. Sam o ile oglądam telewizję, wybieram programy dokumentalne, głównie historyczne, bo bardziej mnie to interesuje, niż dzikie zwierzęta, a zwiedzać wolę osobiście, nie wirtualnie.

      Z pewnym zażenowaniem zauważyłem, że w internetowych portalach mało było 1 marca notek poświęconych żołnierzom wyklętym. Nie zdziwiłem się wcale, że nic nie było na portalu gazeta.pl, za to następnego dnia była relacja z ostrych słów, skierowanych do reporterki, która na marszu poświęconym żołnierzom wyklętym chciała się koniecznie dowiedzieć, po co oni właściwie tam łażą i tamują ruch.

      Trzeba pamiętać i mówić o bohaterach głośno - może to jedyny czas, kiedy już wolno mówić i jeszcze wolno mówić. :-)

      Usuń